niedziela, 16 października 2016

Rozdział 3 - 1

Rudy kot wyjrzał zza krzaka, rosnącego obok chodnika.
Powoli wyszedł na trawę, leniwie kołysząc ogonem. Spojrzał na mnie troskliwie, a może i nawet ze współczuciem. Jednak jego wzrok zmieniał się, w miarę jak się do niego przybliżałam. W pewnym momencie kot uciekł z powrotem do krzaka.
Te zdarzenie nie miało dla mnie jakiegoś specjalnego znaczenia.
Słońce ogrzewało moją skórę, wiatr lekko rozwiewał moje włosy i podnosił spódniczkę. Szłam dalej, podskakując.
Wschodnia część Akademii Szczytu Nadziei była wypełniona nowymi budynkami, niektóre z nich nadal stawiano. Obróciłam się dookoła siebie, ale nie zauważyłam ani kolegów z klasy, ani bezdomnych kotów. Z resztą nie byli dla mnie ważni.
Już dawno nie wychodziłam na zewnątrz, więc podskakiwałam, idąc do pewnego miejsca.
Ale ja nie jestem dziewczyną, która idzie i skacze bez wyraźnej przyczyny.
Miałam bardzo dobry powód, by tak iść.
Szłam na spotkanie z osobą, którą tak bardzo kocham!
Wielu powiedziałoby, że nie jest to zbyt ważne, ale mnie to nie obchodziło.
Wielu spoglądało się na mnie ze zdziwieniem, ale i tak podskakiwałam.
Nikt nie mógł mnie od tego powstrzymać. Ani płacząca dziewczyna, ani kłócąca się para. Ani uczeń, który musi podjechać na wzniesienie na wózku, ani anemik, który się przewrócił.
Szłam spotkać się z moim ukochanym! Podskakiwałam tak wysoko, że nikt nie byłby zdziwiony, gdyby nagle wyrosłyby mi skrzydła i poleciałabym wysoko do nieba.
Szłam, ale...
- Co?
Zatrzymałam się gwałtownie.
- Gdzie ja szłam?
Rozejrzałam się i stwierdziłam, że nie wiem, gdzie jestem. Moje serce zaczęło gwałtownie bić.
Wszystko w porządku - próbowałam się uspokoić.
Wyjęłam z plecaka zeszyt, który zawsze ze sobą nosiłam. Spojrzałam na ostatnia stronę i przeczytałam:
„Idę do laboratorium neurologicznego, które znajduje się na trzecim piętrze wydziału biologicznego we wschodniej części Akademii Szczytu Nadziei”.
I wtedy sobie przypomniałam. Tak, tak! Wydział biologii!
Ale... Gdzie ten wydział biologii jest?
Moje serce ponownie przyspieszyło.
W porządku, w porządku - szybko przeglądałam kolejne strony mojego Zeszytu Wspomnień i nagle natrafiłam na plan podpisany „wschodnia część Akademii Nadziei”.
Brawo ja! - nie namyślając się za wiele, przyjęłam pozę zwycięscy.
Podbiegłam do fontanny i wskoczyłam na nią, próbując zorientować się, gdzie jestem. Wydział literatury, fizyki, matematyki, sztuki, sportu, języków, budynek nauczycieli... Zimne krople wody pryskały na mnie, ale nie zważałam na to. Szukałam wydziału biologii.
- To chyba to... - powiedziałam, gdy zobaczyłam kwadratowy budynek, pomalowany na jasnozielony kolor.
- Tak, to to!
Zeskoczyłam z fontanny i pobiegłam w stronę budowli. Niektórzy chłopacy spojrzeli na mnie, zaskoczeni. Ciekawe, czy to dlatego, że podczas skoku, spódniczka uniosła się zbyt wysoko i pokazała więcej niż powinna...
Nie ważne! Muszę dotrzeć do mojego ukochanego, zanim znowu o nim zapomnę!
Błyskawicznie wbiegłam na wydział biologii i skierowałam się w stronę schodów. nie straciłam niepotrzebnie ani jednej sekundy. Gdy dotarłam na trzecie pięto, zaczęłam uważnie przyglądać się tabliczkom. Wreszcie, na samym końcu, znalazłam tę z napisem „Laboratorium neurologiczne”.
Zatrzymałam się.
Wzięłam głęboki wdech i sprawdziłam swoje odbicie w lusterku.
Słodka jak zawsze!
Uśmiechnęłam się szeroko i weszłam do pomieszczenia z głośnym „Dzieeeeeń...!”
I wtedy to się stało.
Usłyszałam „wziuu...”, gdy coś nagle przeleciało mi obok ucha.
- Dobry?
Odwróciłam się przestraszona i już zupełnie przerażona zaczęłam wpatrywać się w nóż, który był wbity w ścianę.
- D-dlaczego rzuciłeś we mnie nożem?!
Z pokoju ktoś krzyknął „Zamknij się”.
Słyszałam już ten głos i moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, choć wcześniej wydawało mi się to niemożliwe. Weszłam do pokoju i zobaczyłam chłopaka, leżącego na łóżku.
- Spóźniłaś się. Taka brzydula jak ty nie powinna się spóźniać.
Miał na sobie brudną, pogniecioną, białą koszulę. Leżał na łóżku i czytał mangę. Nawet na mnie nie spojrzał!
- Jesteś też za głośna. Swoją drogą, to dziwne, że ktoś tak brzydki jak ty, przestraszył się małego skalpelka.
- Ch-chwila, moment - przerwałam mu gwałtownie. - Jak wciąż będziesz mnie obrażał, to cię zgłoszę za dyskryminację!
- Zgłosić mnie? Komu? Japońskiej Społeczności Ludzi Brzydkich? Już istnienie takiego instytutu jest dyskryminacją. Ładne osoby też muszą jakoś żyć, wiesz?
Obrażał mnie, jednocześnie czytając jakąś mangę. Oto osoba, która jest odpowiedzialna za dział neurologii, a jednocześnie za moje leczenie.
Oto Superlicealny Neurolog, Yasuke Matsuda... Chyba.
- Ach... Łapię. Jesteś członkiniom tej chorej organizacji i to właśnie dlatego tak się wkurzyłaś. Ups, znowu obraziłem...
- Nie! - przerwałam mu. - Nie jestem jej członkiem! I nie jestem też brzydka!
- Nie? Cóż... Jakby się tak tobie przyjrzeć, to faktycznie nie jesteś brzydka.
Uśmiechnęłam się z dumą.
- Otóż to. W dodatku, jeszcze przed chwila sprawdziłam się w lustrze.
- Jesteś bardzo brzydka.
- Bardzo brzydka?!
Byłam tak zaskoczona tymi słowami, że nie byłam w stanie wymyślić odpowiedniej riposty.
- K-kłamiesz! Nie jestem brzydka! Wszyscy ludzie powtarzają, że jestem słodka!
Yasuke wciąż wpatrując się w mangę, odpowiedział mi:
- Wiem, co mówią o tobie inni. Ale ja nie jestem „inni” i dla mnie jesteś po prostu brzydka.
Bez najmniejszego problemu obalał wszystkie moje argumenty.
- Dobrze więc! Powiedz mi, co jest we mnie takiego brzydkiego? Co mam poprawić? Oczy? Nos? Usta? A może brwi?
- Zapomniałaś o sercu.
- Nie mogę upiększyć serca!
- Nie? Biedna ty. Brzydka twarz, brzydkie serce... Nic nie może ci już pomóc. Ale spróbuj zrobić tak: Weź puszkę na datki i stań na dworcu albo przy kościele. Jestem pewnie, że zarobisz górę złota.
Opadły mi ręce. Yasuke całkowicie mnie pobił.
- A tak w ogóle to kim ty jesteś?
- Co? - nic w świecie nie mogło mnie bardziej zaskoczyć od tych słów.
- Słyszę tylko twój głos, więc nie wiem kim jesteś.
- Rozmawiałeś ze mną przez ten cały czas i wciąż nie wiesz kim jestem?
- Nie powiedziałaś mi jak się nazywasz. Nie podałaś też żadnych innych danych osobowych. To bardzo niegrzeczne.
- Nazwisko albo dane... No spójrzże na mnie! To ja!
- Nie mam czasu - odpowiedział Yasuke. - Nie widzisz, że czytam?
- Nie masz czasu... - powtórzyłam. - Przecież to tylko manga!
- No i co z tego? Jest bardzo ciekawa. Gdybyś mnie zapytała „Co jest ważniejsze? Ja czy manga?”, to zawsze i wszędzie odpowiedziałbym, że manga.
- Rozumiem! Manga zawsze jest ważniejsza ode mnie!
- Właśnie.
- Jesteś okropny! Nie chcę, żebyś mnie tak traktował!
- Hmm... Jeśli chcesz, żebym się tobą bardziej zainteresował, to może na początek podasz mi swoje imię?
- No... no dobra.
Wyciągnęłam z plecaka zeszyt i przeczytałam okładkę: „Zeszyt Wspomnień Ryouko Otonashi”.
- E... Wygląda na to, że nazywam się Ryouko Otonashi.
- Tylko jedna osoba na świecie jest tak głupia, że nie pamięta swojego imienia.
- Mam rozumieć, że mówisz o mnie?
Yasuke westchnął.
- Czyli jednak nie byłaś żadnym podejrzanym typkiem.
- Czy ty przypadkiem nie rzuciłeś we mnie tym skalpelem dlatego, że uznałeś mnie za „podejrzanego typka”?
- No raczej. Nie rzucam nożami w osoby, które znam.
- Kłamiesz! - wycelowałam palcem w Matsudę. - Wcześniej powiedziałeś, że się spóźniłam oraz że jestem brzydka i głośna! Od samego początku wiedziałeś, kim jestem!
Buch!
Yasuke gwałtownie zamknął mangę i wstał łóżka. Podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Zapamiętałaś to? - zaytał.
- Co?
Yasuke złapał mnie za ramiona i przybliżył się do mojej twarzy.
- Co ty...
- Pamiętasz jak nazwałem cię brzydką, gdy weszłaś do pokoju?
Zmusiłam się, by spojrzeć mu prosto w oczy,a moje serce biło tak mocno, jakby miało zaraz pęknąć.
- Eee...Tak. na to wygląda. Może zdrowieję?
Poczułam, że moje policzki się czerwienią. Na szczęście Yasuke mnie puścił i odwrócił się ode mnie.
- Polepsza się? A może pogarsza? - szepnął.
- Co? Czemu tak mówisz?
- Nie przejmuj się tym, to nieważne - Yasuke potrząsnął głową. - Kładź się. Czas na badanie.
Moje serce waliło, jakbym właśnie na pełnej parze przebiegła pięć kilometrów. Zdjęłam plecak i położyłam się na łóżku. Było bardzo miękkie, ciepłe i przepełnione zapachem Yasuke. Moje ciało przeszył lekki dreszcz. Wydawało mi się, że Yasuke mnie przytula...
-Eche eche eche - roześmiałam się.- Eche eche...
- Co cię tak rozśmieszyło? - Yasuke spojrzał na mnie ostro. - I wiesz co? Jest wiele sposobów na śmianie się, ale twój jest szczególnie obrzydliwy. Spróbuj może zaśmiać się normalniej?
- Achjo achjo achjo achjo...
- Co w tym jest normalnego? To jest jeszcze bardziej obrzydliwe od poprzedniego!
Yasuke kręcąc głową, wytoczył z kąta pokoju wózek, na którym chwiała się jakaś maszyna. Podjechał do mnie i mruknął cicho „Zaczynajmy”. Zaczął coś przyciskać na maszynie.
Przyglądałam się mu uważnie.
Miał miękkie, proste włosy, a zza grzywki wyglądały wąskie oczy. Miał cienkie, małe usta i smukłe, jasne palce...
- Przestań się tak na mnie patrzeć, brzydulo. Aż mnie ciarki przechodzą.
I cięty język.
Tak, to był właśnie Yasuke.
Leżąc na łóżku, zaczęłam pisać w moim zeszycie.
- Nie musisz wszystkiego tam zapisywać.
- Ale jeśli tego nie zrobię, to wszystko potem zapomnę.
- Rany, twój mózg jest na serio pusty.
To były dosyć okrutne słowa. Ale tym razem nie był to żart. To była najczystsza prawda. Po kilku minutach zapominam o wszystkim co się wydarzyło. Nie wiem dlaczego. A nawet jeśli wiedziałam, to zdążyłam już o tym zapomnieć. Wiem tylko, że mój brak pamięci nie jest normalny. Tylko tego jestem pewna.
- Przecież wiesz, że nie zapominam wszystkiego, bo tak chcę. To jakaś choroba, nie? I nic na to nie poradzę. Bądź więc dla mnie milszy!
- Tego nie możemy nazwać chorobą - odpowiedział Yasuke. - Ludzki mózg jest bardzo skomplikowany i wciąż wszystkiego o nim nie wiemy. I to dlatego, nie możemy cię wyleczyć.
Położył na mojej głowie i twarzy przyssawki, po czym zaczął mówić dalej.
- Jest pewna część ludzkiego mózgu, nazywana pamięcią epizodyczną. Rejestruje ona osobiste przeżycia i zdarzenia. Część, która tworzy nowe wspomnienia w pamięci epizodycznej to hipokamp. Jeśli twój hipokamp jest uszkodzony albo źle funkcjonuje to twój mózg nie będzie wstanie stworzyć nowych wspomnień. Teraz podam ci pewien znany i stary przykład. Pewnemu człowiekowi dzięki operacji usunięto hipokamp. Stracił on wtedy możliwość zapamiętywania nowych wydarzeń. Jednak, mimo że możesz mieć uszkodzony hipokamp, twoja pamięć proceduralna wciąż będzie działać poprawnie. Będziesz wiedzieć jak się jeździ na rowerze albo używa poszczególnych narzędzi, chociaż nie będziesz pamiętać nauki. Oto mniej więcej chodzi.
- Rozumiem. Nawet jeśli wszystko zapominam, wciąż wiem jak czytać i pisać - spojrzałam na swój Zeszyt Wspomnień.
To była moja pamięć. Jedyna rzecz, której ufam. Rzecz, dzięki której jakoś żyję. Oczywiście, nie zawsze mogę korzystać z tego zeszytu. Z tego powodu dostaję złe oceny ze sprawdzianów, a na dodatek zostałam zawieszona...
- Co?! Zostałam zawieszona?! - krzyknęłam do zeszytu. - Tylko dlatego, że mam złe oceny?! To nie fer!
- Ciesz się, że cię nie wywalili. Musiałem się nieźle namęczyć, by pozwolili ci zostać w szkole.
- Wstawiłeś się za mną? - moje serce przyśpieszyło. - Jestem taka szczęśliwa! He he he... Zrobiłeś dla mnie coś takiego.
- Nie chciałem, by mój cenny obiekt badawczy wymknął mi się z rąk.
To było nieważne. Yasuke mi pomógł i to mi wystarczyło!

- Wygląda na to, że twoja pamięć długotrwała nie działa. Możliwe, że połączenia pomiędzy neuronami zostały uszkodzone. Trzeba będzie to dokładniej sprawdzić.
- Nie rozumiem, co powiedziałeś, ale... Dzięki temu mnie nie wyrzucili! Gdyby to zrobili, to musiałabym spać pod mostem!
Nie miałam niczego, prócz szkoły. Zapomniałam o wszystkim. Nawet o własnej matce.
- I wtedy nie moglibyśmy się spotykać - dokończyłam.
Życie bez Yasuke mnie przerażało. Zadrżałam.
- Nie musisz się niczym martwić - powiedział Yasuke. - Jesteś moim cennym obiektem badawczym i nie pozwolę nikomu cię zabrać... Przynajmniej na razie.
- Na razie!
Byłam szczęśliwa, ale chciałam się upewnić, że nie sprawiam Yasuke żadnych kłopotów.
- Przymknij się - odpowiedział mi. - Powinnaś być dumna z tego, że uczestniczysz w tak ważnych badaniach. Aby zrozumieć, co wywołuje amnezję, musimy znaleźć mechanizm molekularny, który jest z nią połączony. Gdy się tego dowiemy, odnajdziemy wiele nowych możliwości na polepszenie pamięci. Może nawet wynajdziemy maszynę do przechowywania wspomnień? Za granicą próbują coś takiego znaleźć. Poprzez hamowanie kinazy białkowej M-zeta mogą usunąć szczurom laboratoryjnym pamięć długotrwałą.*
- Ach, rozumiem!
Tak naprawdę to nic nie rozumiałam, ale nie pokazałam tego po sobie. 
- Co by nie było, jestem szczęśliwa, że mogę pomóc mojemu ukochanemu Yasuke!
- Dziewczyna z pustą głową mówi puste rzeczy. Ale to puste.
Nie wiedziałam czy żartuje, czy mówi poważnie.
Ale taki już był Yasuke.
Zawsze powtarzał, że powinnam umieć się sobą zająć. Był chłodny i ostry, ale przynajmniej nie udawał sympatii. Nie lubię, gdy ludzie tak robią, dlatego cieszę się, że jest taki jaki jest.
- Może i jestem pusta, ale jestem też szczęśliwa!
- Cóż... Muszę przyznać, że jesteś bardzo pomocna... No i jesteś dosyć rzadkim przypadkiem...
- Rzadkim! Czuję się taka niezwykła! - byłam przeszczęśliwa.
- Ej, powiedziałeś, że jestem rzadka, ale dlaczego tak jest? Ej, powiedz! Powiedz!
- Nie zachowuj się jak jakiś dzieciak - Yasuke westchnął. - Nie powiem ci. Musisz się uspokoić.
- Nic się nie stanie! Powiedz mi! No powiedz!
Moje nalegania wreszcie przyniosły skutek. Yasuke powiedział mi:
- To dziwne, że ktoś o tak rozwiniętym mózgu jak ty, z talentem takim jak ty, cierpi na amnezję. To dlatego jesteś rzadka.
- Rozwinięty mózg? Talent? - nic nie rozumiałam.
- To oczywiste, że nie pamiętasz... Twój talent jest cholernie denerwujący. Nie używaj go na mnie. Łapiesz, pustogłowa?
Łapałam tylko tyle, że Yasuke właśnie mnie obraził.
- Nie ważne! Grunt, że dzięki tej chorobie mogę być razem z tobą!
- Już ci powiedziałem, że to nie choroba... - Yasuke przypiął do mnie jeszcze więcej przyssawek. - Podziwiam cię. Śmiejesz się. A przecież jesteś w stanie, w którym nie ma nic śmiesznego. nie powinnaś byś choć trochę tym zmartwiona?
- Hę? A dlaczego miałabym się martwić?
- Czy nie obawiasz się, że twoja amnezja może się pogorszyć albo że już nigdy jej się nie pozbędziesz?
Yasuke zaskoczył mnie tym pytaniem. Mimo że zadał je poważnym tonem, było w tym coś śmiesznego.
- Acha cha cha! W ogóle!
Roześmiałam się głośno.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Coś czuję, że dzięki temu pozbyto się wspomnień Naegiemu i pozostałym.
I tok oto przybywam z pierwszą częścią rozdziału 3. Zdecydowałam się przedzielić go na dwie części.
A teraz ważne!
Notatnik pamięci zmieniłam na Zeszyt Wspomnień. Tak lepiej brzmi (według mnie).
Pomóżta! Superlicealny czy Superlicealista? Ciągle się zastanawiam i wybrać nie mogę. A może jedno i drugie, zależnie od odmiany? Superlicealista + nazwisko i Superlicealny + talent... Superlicealista Yasuke Matsuda i Superlicealny Neurolog.

niedziela, 9 października 2016

Rozdział 2

Prywatna Akademia Szczytu Nadziei. Ekskluzywna, usankcjonowana przez rząd szkoła, przyjmująca tylko uczniów z wyjątkowymi umiejętnościami. Miała na celu podnieść „nadzieję” całego narodu i z tego powodu była znana pod nazwą „Akademia Nadziei”. Gdy okazało się, że każdy jej uczeń ma zapewniony sukces w życiu, stała się przyczyną zazdrości ze strony zwykłych osób. Nie była to żadna przesada, ponieważ wielu jej absolwentów zajmowało wysokie pozycje we wszystkich dziedzinach: czy to nauki, czy sportu, czy gastronomii...
By zostać przyjętym, trzeba spełniać dwa warunki:
Mieć ukończone gimnazjum.
Być najlepszym w wybranym przez siebie kierunku.
W Szczycie Nadziei nie ma egzaminów wstępnych. Uczniowie posiadają tak wiele różniących się od siebie talentów, że robienie ich byłoby bezsensowne. Zamiast tego, nauczyciele przyglądają się swoim podopiecznym, a następnie pomagają im stawać się coraz lepszymi. Ktoś nawet kiedyś powiedział, że pracownicy Akademii Nadziei są jak rodzice, których życiowym celem jest rozwijanie umiejętności ich dzieci.
Ale teraz uczniowie...
Jak i sama akademia...
Muszą stawić czoła nadchodzącemu kryzysowi...

***

Akademia Szczytu Nadziei, część wschodnia.
Budynek, który znajdował się w tej części kampusu, był jedynym miejscem, do którego nie wolno było wchodzić uczniom. Korytarze, zwykle zapełnione zabieganymi pedagogami, teraz stały puste. Laboratoria, prywatne pokoje i biura zostały opuszczone. Wszyscy pracownicy placówki zebrali się w jednym miejscu:
Sali konferencyjnej numer 13.
Znajdowała się na najwyższym piętrze i mogła pomieścić aż trzysta osób. Dzisiaj zebrali się w niej wszyscy nauczyciele. Nie ostało się żadne wolne krzesło.
Ale, pomimo takiego tłumu, na sali panowała cisza. Słychać było głos tylko jednej osoby... dyrektora akademii, Jina Kirigiri.
Patrzył na pedagogów z podwyższenia i czytał tekst z kartki. Jego głos nie miał w sobie żadnych emocji, jego twarz pozostała bez wyrazu. Można by pomyśleć, że Kirigiri jest robotem. Ale, choć z zewnątrz dyrektor wydawał się być obojętny, w środku targało nim wiele emocji.
To wydarzenie było dla niego wielkim wyzwaniem, ale jego obowiązkiem było przekazać wszystkim ostateczną decyzję. Nie miała ona wiele sensu, ale nie mógł pokazać po sobie wahania. Nie miał też czasu na dokładne omawianie całej sytuacji i odpowiadanie na niezadane pytania. A gdyby miał, to poświęciłby go na coś o wiele ważniejszego, na coś co powinien już dawno...
- Mówi pan, że mamy to zatuszować? - ktoś nagle zapytał.
Kirigiri podniósł głowę i zobaczył trzysta wpatrzonych w niego twarzy, czekających na odpowiedź.
To nie było przeszywające spojrzenie. To było coś jeszcze bardziej nieprzyjemnego. Dyrektor dostał gęsiej skórki. Odwrócił głowę w stronę czterech osób siedzących po jego prawicy, ale żadna z nich nie spojrzała mu prosto w oczy. Wszyscy wyglądali starzej niż zwykle, ich twarze były pokryte zmarszczkami. Członkowie Komitetu Wykonawczego Akademii Szczytu Nadziei już się poddali.
Tak jak ty... - uśmiechnął się w myślach. Nie, żebym myślał, że ty wciąż będziesz miał nadzieję.
Kirigiri spojrzał przed siebie pewnym wzrokiem. Zrezygnował z odczytywania tekstu.
- Pozwólcie mi wytłumaczyć - powiedział. - Taką decyzję podjął Komitet Wykonawczy Akademii Szczytu Nadziei po długiej dyskusji.
Temperatura w pomieszczeniu spadła... A może to on się rozgrzał. Kirigiri napił się wody, zanim zaczął mówić dalej.
- Wiemy, że może wydać się wam ona dziwna i niezrozumiała.
Członkowie Komitetu, którzy byli owymi „my”, nawet nie drgnęli. Zupełnie jakby wiedzieli, że dyrektor postanowi wyjaśnić wszystko własnymi słowami.
- Nie myślcie, że zamierzamy to zataić jakiś prywatnych przyczyn. Gdyby to było możliwe, wziąłbym za wszystko pełną odpowiedzialność. Jednak to nie może zostać zakończone w ten sposób. Nie pomogłoby również, gdyby każdy z nas poniósł odpowiedzialność za to wydarzenie. To sprawa zbyt wysokiej wagi.
Kirigiri przerwał i napił się trochę wody.
- Oczywiście, ta decyzja nie jest jedną z lepszych. Gdyby była, nikt by „nie paradował” nam za murem.
Dyrektor wskazał na okna, niektórzy z zebranych spojrzeli w ich stronę posępnie.
- Ostatnio „paraduje” coraz więcej uczniów. Nienawidzą nas... I mają do tego pełne prawo.
Kirigiri powoli rozejrzał się po sali, przekazując wszystkim, za pomocą spojrzenia, swoje myśli i uczucia.
- Nasza filozofia „nadziei dla ludzkości” jest słuszna. Ale gdyby wszyscy dowiedzieli się o tym incydencie, ta „nadzieja” przestałaby mieć jakiekolwiek znaczenie. To byłaby największa strata w dziejach historii... Ani rząd, ani nasi absolwenci tego nie chcą.
Rząd i absolwenci... Salę wypełniły szepty.
- To właśnie dlatego ja i członkowie Komitetu Wykonawczego Akademii Szczytu Nadziei postanowiliśmy zatuszować całą sprawę.
Kirigiri ponownie spojrzał na zrezygnowanych współpracowników. Wszystko zrzucili na barki dyrektorowi. Siedzieli w milczeniu a z ich twarzy nie dao się wyczytać żadnych emocji.
- Jak już powiedziałem, ta decyzja jest nieodpowiednia. Ale naszym obowiązkiem jako nauczycieli jest ochrona uczniów. Zwłaszcza, że teraz wszyscy pałają nienawiścią do osób posiadających talent. Poza tym... Musimy pamiętać jeszcze o czymś.
Trzystu pracowników wytężyło słuch.
- Nie ważne jak przerażające czyny popełnił ten uczeń, nie zmieni to faktu, że to on jest „nadzieją”, którą sami stworzyliśmy.
Spojrzenie nauczycieli się zmieniło.
Nikt nic nie powiedział.
Na sali panowała absolutna cisza.
Żaden z pracowników zaprzeczył jego słowom.
Żaden z pracowników nie potrafił tego zrobić.
Ponieważ dyrektor wyraził się jasno, wszyscy myśleli o tym samym. Byli i naukowcami, i nauczycielami, skoncentrowanymi na rozwijaniu niezwykłych zdolności uczniów. I tak jak każdy naukowiec, mieli obsesję na pewnym punkcie. Dla nich tym punktem był talent. Każdy, kto nie posiadał talentu, nie miał prawa wstępu do Akademii Nadziei.
Dlatego, słuchając słów dyrektora, podjęli decyzję.
Musieli chronić filozofię, w którą wierzyli.
Musieli chronić przyszłość, w którą wierzyli.
Musieli chronić nadzieję, w którą wierzyli.
I to dlatego postanowili zataić Największy, Najbardziej Bestialski Incydent w Historii Akademii Szczytu Nadziei.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zaplanowałam dodawać rozdziały co dwa tygodnie... Ale cóż poradzić. Dwójka jest bardzo króciutka. Ale trójka jest porażająco długaśna! I z tego powodu mam zamiar przedzielić ją na co najmniej dwie części. Pierwsza pojawi się... Już za tydzień. I tak oto pomysł dodawania rozdziałów co dwa tygodnie diabli wzięli, ale z tego powodu chyba będziecie się cieszyć - w końcu o tydzień szybciej będziecie mogli przeczytać kolejny rozdział. Albo jego część :D
Jeśli natraficie na błędy to mówcie!