piątek, 16 grudnia 2016

Rozdział 4

Chwilę po tym jak opuścił laboratorium, Yasuke Matsuda stanął naprzeciw dużych drzwi, które aż tryskały poważnym nastrojem i sprawiły, że wyprostował plecy.
Czego tak się denerwujesz? - chciał zakpić z samego siebie, ale od razu zorientował się, że nie mógł się nie denerwować. To był pierwszy raz, gdy wszedł do tego świętego miejsca, budynku nauczycieli. Tu żadnemu z uczniów nie wolno było wchodzić - z tego powodu musiał wyjaśniać całą sytuację kilku pedagogom, na których się natknął. To jednak nie wszystko. Celem Yasuke było pewne specjalne miejsce, jeszcze niedostępniejsze od samego budynku.
Licealista uniósł głowę i spojrzał na drzwi stojące przed nim.
To były pretensjonalnie udekorowane, drewniane drzwi, przez które odniósł wrażenie, że odwiedzający nie są mile widziani. Metalowa tabliczka głosiła: „Pokój spotkań Komitetu Wykonawczego Akademii Szczytu Nadziei”. To było święte miejsce, świętego miejsca. Nawet nauczyciele nie mogli tutaj wchodzić, gdy tylko im się tego zachciało. Osoba wchodząca do tego pokoju powinna czuć zdenerwowanie. Niemniej jednak...
- To jak nie ja...
Yasuke oczyścił gardło. Spróbował się rozbawić, zanim pożre go napięta atmosfera. Potem podniósł dłoń i zapukał dwa razy w drzwi.
- Nazywam się Yasuke Matsuda, jest z siedemdziesiątej siódmej klasy Akademii Szczytu Nadziei - powiedział, powoli otwierając ciężkie drzwi. - Proszę mi wybaczyć najście...
Pokój wyglądał zupełnie inaczej w porównaniu do zwykłych klas, tak z resztą powinno być. Sufit, kolumny oraz ściany były aż nadto udekorowane i Yasuke uznał, że są bardzo ponure. Podszedł bliżej, a odgłos jego kroków został stłumiony przez miękki dywan.
- Przepraszamy, że cię tu wezwaliśmy za pomocą tak bardzo ogólnikowej wiadomości - głos był zadziwiająco miły i wesoły. Należał do dyrektora Akademii Nadziei, Jina Kirigiri. Za każdym razem, gdy Yasuke go widział, dziwił się. W jego wyobrażeniu, dyrektor powinien być w średnim wieku, mieć siwe włosy, wąsy oraz szary garnitur. Kirigiri, który nie miał nawet czterdziestu lat, wydawał się być za młody na te stanowisko.
- Usiądź, proszę. Tak będzie łatwiej nam rozmawiać.
W środku pokoju stał duży, okrągły stół. Wokół niego były ustawione staroświeckie krzesła. Yasuke przeprosił i usiadł na najbliższym, wolnym krześle, dokładnie naprzeciwko Kirigirego. Gdy usiadł, poczuł na sobie kilka intensywnych spojrzeń. Należały one do czterech mężczyzn, którzy również siedzieli przy stole, wszystkich oddzielało od siebie puste krzesło. Byli ubrani w czarne garnitury i wyglądali, jakby właśnie wrócili z pogrzebu. Ich krawaty również były czarne. Przez nich Yasukowi stanęły włoski na karku.
- Czy wiesz, kim jesteśmy?
Głos był wyzuty z emocji i Yasuke stwierdził, że nie jest wstanie wskazać osoby, która to powiedziała.
- Państwo są pewnie członkami Komitetu Wykonawczego Akademii Szczytu Nadziei.
- Masz naszą wdzięczność za to, że pomogłeś nam przy tym nieprzyjemnym incydencie.
- Nie wiem, o co państwu chodzi.
Zmarszczki na twarzach mężczyzn jeszcze bardziej się pogłębiły. Nie lubili, gdy ktoś unikał jakiegoś tematu.
- Nie musisz być taki ostrożny. Wszystko wiemy - powiedział jeden ze starców.
- To ty pomogłeś nam przy przesłuchiwaniu ucznia, który jako pierwszy odkrył miejsce zbrodni, prawda? - powiedział kolejny.
Uczeń, który jako pierwszy odkrył miejsce zbrodni. W chwili, gdy Yasuke usłyszał te słowa, jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Spróbował zachowywać się normalnie i zapytał:
- Czy chcieliby państwo dowiedzieć się od niego czegoś więcej?
- Nie do końca - jeden ze starców potrząsnął dłonią. - Tym razem chodzi nam o innego ucznia. Widzisz, mamy z nim pewien problem. Problem, który może rozwiązać ktoś z twoimi umiejętnościami. Liczymy na twoją pomoc - mówił tak, jakby nie spodziewał się sprzeciwu. To było niepokojące.
- A... co by było, gdybym na przykład odmówił?
Po chwili ciszy, jeden z mężczyzn zaczął się śmiać. Śmiał się cicho, ale gdy dołączyli do niego kolejni, pokój wypełnił się pogardliwym śmiechem.
- A więc, Yasuke - śmiech nagle umilkł. - Naprawdę myślisz, że masz jakiś wybór? Ta dziewczyna, którą się opiekujesz... Wygląda na to, że miała zostać wyrzucona, a w dodatku wydaje się, że nie da jej się uleczyć.
Yasuke zmarszczył czoło.
- Co chce pan przez to powiedzieć?
- Ty również jesteś uczniem. Nie możemy pozwolić ci marnować twojego czasu na kogoś, kto nie jest w stanie wyzdrowieć - jego słowa wprost ociekały pogardą. - Widzimy to tak: Nie możemy pozwolić, by uczeń taki jak ty, marnował się przy jakiejś durnej dziewusze, która w każdej chwili może zostać zawieszona nie wiadomo na jak długo. Zadaniem pedagogów jest rozwijanie talentów uczniów. Ci, którzy nie potrafią go używać, muszą ustąpić miejsca innym... Jeśli zgodzisz się nam pomóc...
- Zamknij mordę, stary dziadzie.
- Co?!
- Za dużo gadasz jak na tak obleśnego starucha.
Atmosfera w pokoju gwałtownie się zmieniła. Napięcie wzrosło.
- Ty... Ty mały...
Yasuke wstał i mężczyzna zamilkł. Chłopak patrzył na nich jakby byli robakami. Nie, jego spojrzenie było wścieklejsze i pełniejsze pogardy - patrzył na nich jakby byli robakami, które miał zaraz zdepnąć.
- Durnej? Chyba powinienem was ostrzec. Jedyną osobą, która może ją obrażać, jestem ja. Nikt inny nie ma prawa tego robić.
- He... Hej! Za kogo ty się uważasz, żeby mówić...
- Powiedziałem, żebyś się zamknął.
Jego ton głosu sprawił, że nikt więcej już się nie odezwał. Dalej mówił już cicho.
- Ta dziewczyna... Nawet, gdy ktoś ją obraża, ona to ignoruje, ponieważ myśli, że to „nie ma nic z nią wspólnego”. To właśnie dlatego muszę przemówić za nią. Nie będę mógł się ze sobą pogodzić, jeśli teraz tego nie zrobię.
Jego słowa niosły ze sobą niemożliwy do opisania strach członkom Komitetu Wykonawczego. Jak może przestraszyć nas ktoś, kto nawet nie jest dorosły? Nie potrafili na to pytanie odpowiedzieć.
Nie rozumieli mocy kogoś, kto posiadał talent. Mocy, którą Akademia Szczytu Nadziei nazywała „nadzieją”.
- Yyy... Mogę coś powiedzieć? - odezwał się ktoś. To był Kirigiri. Yasuke przeniósł na niego swój wzrok.
- Po prostu pomyślałem sobie, że w tym momencie powinienem coś powiedzieć - dyrektor uśmiechnął się gorzko i podrapał się w głowę. Mimo napiętej atmosfery w pokoju, był spokojny.
Yasuke, który stracił wątek, powoli zamknął oczy, wydał z siebie ciężkie westchnięcie i usiadł. Gdy tylko to zrobił, Kirigiri dalej zaczął mówić:
- Yasuke, my tylko prosimy cię o kolejną przysługę. Nie dla nas, ale dla wszystkich uczniów Akademii Szczytu Nadziei. Czy zechciałbyś nas wysłuchać?
Yasuke nie odezwał się. Spojrzał na Kirigirego, niepewny prawdziwych intencji mężczyzny. Dyrektor za to próbował odzyskać panowanie nad sytuacją.
- Proszę cię tylko byś mnie wysłuchał. Jeśli odmówisz, zaakceptujemy twoją decyzję - po pokazaniu Yasuke możliwości wyboru, przeszedł do sedna sprawy. - nie muszę ci opisywać tego incydentu, ale to od niego powinniśmy zacząć... Minął już miesiąc i wciąż nie możemy w to uwierzyć. Żeby coś takiego stało się w Akademii Szczytu Nadziei... Ciągle wydaje mi się, ze to jakiś koszmar.
- Ale to naprawdę się wydarzyło! - krzyknął jeden z mężczyzn.
- Trzynaście dzieciaków! - krzyknął kolejny. - Nie dość, że mamy trzynaście ofiar, to jeszcze nie znamy szczegółów tej sprawy! Jak coś takiego mogło się stać?!
Gdy krzyki ucichły, Yasuke powiedział to, co pojawiło się w jego głowie:
- Państwo... Nie poinformowaliście o tym policji?
- Oczywiście, że nie! Jak myślisz, co by się stało, gdybyśmy to zrobili?! Co by to dało?! To nie jest problem, który rozwiąże się po złapaniu przestępcy!
- Ale... Co z rodzinami ofiar?
- Już się tym zajęliśmy! Nie musisz się tym martwić!
Yasuke wywnioskował z jego słów, że mieli dużo kłopotów z rodzinami zmarłych. Pewnie prosili o pomoc niektórych absolwentów, którzy teraz zajmowali wysokie i znaczące stanowiska. A ci pomogli im, ponieważ ich pozycja zależała od Akademii.
- Racja, nie muszę się tym martwić. Więc co państwo życzą sobie, bym zrobił? Ten uczeń, o którym państwo wspomnieli... Jest on w jakiś sposób połączony z tym incydentem, prawda?
- Chcemy, byś zdobył od tego ucznia informacje, które pomogą nam poznać prawdę o tym incydencie.
- Poznać prawdę? A czy przypadkiem to nie państwo wszystko zatailiście?
Zatailiście... Yasuke był jedynym uczniem, któremu ufali. W zamian za pomoc, mógł bez problemów rozwijać swoje badania i coraz bardzie ulepszać swoje laboratorium. Oto kolejny dowód na to, ze był prawdziwym naukowcem.
Ale był jeszcze jeden powód, dla którego zgodził się z nimi współpracować. Nikt prócz chłopaka nie znał tej przyczyny.
- To prawda, jedno zaprzecza drugiemu - powiedział po chwili milczenia Kirigiri. - Ale inaczej być nie może. Uważamy, że zatajenie tego incydentu jest najlepszym wyborem, jednak wciąż zbyt mało wiemy. Nie możemy zatuszować czegoś, czego sami nie rozumiemy. To dlatego chcemy poznać prawdę. By ochronić Akademię, musimy to wiedzieć.
Kirigiri mówi to wszystko bez żadnych wątpliwości. Zrobi wszystko, by ochronić Akademię. Jest taki ja ja - pomyślał Yasuke. Poświęcić coś dla ochrony czegoś innego. Ja też tak robię.
- Kogo mam przepytać?
Kirigiri oblizał wargi i powiedział ostrożnie:
- Jeszcze ci tego nie powiedzieliśmy, ale było dwóch ocalałych.
Dwóch ocalałych... Yasuke po raz pierwszy o tym słyszał.
- Bez ich zeznań, nie poznamy prawdy. Powinniśmy ich przepytać, gdy tylko odkryliśmy tę zbrodnię... Ale z powodu pewnych okoliczności, nie mogliśmy tego zrobić.
- Pewnych okoliczności?
- Jeden jest w śpiączce. Drugiemu nic się nie stało, ale... zniknął. Nie wiemy, gdzie się znajduje.
Jeden w śpiączce, drugi zaginiony. Tak, nie dało się żadnego z nich przepytać. Ale wciąż była pewna możliwość...
- Mam spróbować zdobyć informacje od ucznia w śpiączce?
- Dokładnie - Kirigiri przytaknął.
Odkryć prawdę, by móc ją ukryć. To było bardzo pokręcone, ale nie przeszkadzało to Yasuke.
To moja szansa. Szansa na ochronienie jej.
- Rozumiem - powiedział. Nie miał z resztą innego wyboru. - Zobaczę, co mogę zrobić.
- Naprawdę myślisz, że dasz radę coś zdziałać? - zapytał szybko jeden z mężczyzn, już uspokojony i próbujący odzyskać resztki autorytetu.
- Na razie jest za wcześnie, by móc to określić. To zależy od stanu, w jakim znajduje się ten uczeń. Zrobię jednak co w mojej mocy - Yasuke zwrócił się do Kirigirego. - Ale co z tym zaginionym uczniem? Zamierza pan coś z tym zrobić, prawda?
Po krótkiej ciszy, Kirigiri spojrzał chłopakowi prosto w oczy i powiedział:
- Czy coś cię martwi?
Jego spojrzenie było bardzo przenikliwe i Yasuke miał wrażenie, że dyrektor widzi jego myśli. Chcąc uciec od jego wzroku, szybko odpowiedział:
- Nie, byłem po prostu ciekawy - jego głos zadrżał lekko. Spróbował to ukryć. - To znaczy, jest on trochę podejrzany, prawda? To on mógłby zabić tamtą trzynastkę i załatwić śpiączkę temu ostatniemu.
Mężczyźni zaczęli dyskutować między sobą. Kirigiri jako jedyny milczał.
- Jest tak jak powiedziałeś. Ten uczeń jest podejrzany.
- W takim razie...
- W takim razie co? - przerwał mu gwałtownie Kirigiri. - To kolejna rzecz, która sprawiła, że postanowiliśmy wszystko zataić. Jeśli byśmy tego nie zrobili... To byłby koniec dla tej szkoły.
Koniec dla tej szkoły?
Kirigiri zaintrygował Yasuke swoją wypowiedzią.
Czyżby ten uciekinier miał w sobie coś specjalnego?
Nagle Yasuke przypomniał sobie pewne imię. To były tylko plotki, które zawsze ignorował. Ale, jeśli ta osoba istniała naprawdę, to mogłaby być wplatana w ten incydent.
I wtedy wszystko miałoby sens. Nawet nazwa „Najgorszy Incydent w Historii Akademii Szczytu Nadziei”.
- To miało sens, ale jednocześnie było bardzo niepokojące.
Pojedyncza kropla potu spłynęła po czole Yasuke, gdy wymówił w głowie imię tej osoby.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Się nie wyrobiłam, ale z tego jestem dosyć znana :D I o mało co bym dzisiaj nie dodała tego rozdziału. Wczoraj skończyłam ostatnią stronę, zostawiłam dodanie na dziś i... Zapomniałam :)
A teraz ważna informacja: Robię przerwę w tłumaczeniu do końca tego roku.
Po pierwsze: Biologia.
Po drugie: Mam dwa projekty na termin czasowy - jeden na święta i drugi do końca roku, i boję się, że nie wyrobię się z tym drugim, bo źle policzyłam sobie ilość tekstu do przetłumaczenia. Oczywiście, za dużo mi pozostało, zamiast za mało :D
Już teraz Wesołych Świąt życzę i Szczęśliwego Nowego Roku!
Do zobaczenia... Za rok :)

czwartek, 24 listopada 2016

Rozdział 3 - 2

- Pamiętam tylko to, co się dzieje w danej chwili, więc nie potrafię tego do niczego porównać. I to dlatego moje zapominanie mi nie przeszkadza... Ono jest częścią mnie.
- Nie przeszkadza ci to? Ale... nie zastanawia cię, kiedy to wszystko się zaczęło albo kiedy to wszystko się skończy?
- Hmm... Nie. Boję się tylko tego, że gdy nagle się wyleczę, to już nie będę mogła się z tobą widywać.
W pokoju zapadła cisza.
Dopiero po dłuższym czasie Yasuke przerwał ciszę.
- Nie musisz się tym martwić - szepnął. - Nie pozwolę, by te leczenie się kiedykolwiek skończyło.
Spojrzałam na niego. Yasuke był pogrążony w myślach.
- O czym myślisz? - zapytałam.
- O niczym ważnym - potrząsnął głową. Ponownie skoncentrował się na maszynie. - Cieszę się, że nie masz depresji. Na coś ten twój dobry humor jednak się przydaje.
- W końcu mam giętki umysł!
- Tak, jesteś niezwykle elastyczna. Nie pamiętasz ani rodziny, ani przyjaciół, a jednak to ci wcale nie przeszkadza.
- Ja ich nie mam. To znaczy, skoro ich nie pamiętam, to równie dobrze mogłam nie mieć ich wcale. Nic mnie nie obchodzą.
- I znowu to samo... Jeśli wciąż będziesz powtarzać, że nikt cię nie obchodzi, to kiedyś wszystkich przestaniesz obchodzić ty.
- To nic, bo będę mieć ciebie! - powiedziałam z dumą. - Jesteś jedyną osobą, którą pamiętam, więc dopóki tu będziesz, nie będę sama.
- Pewnie pamiętasz mnie dzięki pamięci proceduralnej. Twój umysł kojarzy mnie, ponieważ regularnie przychodzisz tu na leczenie.
- Nie, to wcale nie...
- Tak, tak, wiem - Yasuke zaczął mnie uspokajać, żebym się zbyt nie zdenerwowała.
Ciągle przyczepiał do mojej twarzy nowe przyssawki i co jakiś czas drapał się po głowie. Czy on na pewno wiedział o co mi chodziło? Pewnie powiedział to tylko po to, żebym przestała się z nim kłócić. Pewnie nie wierzy, że go pamiętam.
Ale to prawda!
Nie pamiętam go w dosłownym sensie. Ale jednocześnie nie kłamie, gdy tak mówię.
Pamiętam Yasuke.
Zapominam o nim, ale jednocześnie go pamiętam.
Nie mówię oczywiście o rozmowach, które prowadziliśmy ani o niczym, co razem robiliśmy. To wszystko jest po prostu zapisane w zeszycie. To, co pamiętam, jest o wiele nie zwyklejsze i ważniejsze!
Nie mam wspomnień, ale mam uczucia. Nie używam głowy, ale serca. To co pamiętam to moje uczucia do Yasuke. Gdy tylko go widzę, moje serce gwałtownie przyśpiesza, zanim jeszcze głowa zorientuje się o co chodzi. To bicie przypomina mi o czymś bardzo ważnym.
Yasuke jest dla mnie najcenniejszy w świecie.
Nieważne jak zapominalska się stanę, zawsze będę o nim pamiętać. Łączy nas niezniszczalna nić. Yasuke jest niesamowity. Wspaniały. Cudowny.
- Możesz wreszcie się przymknąć?
- Hę? - jego głos gwałtownie przywrócił mnie do rzeczywistości. - S-słyszałeś moje myśli?
Poderwałam się z łóżka, ale Yasuke zmusił mnie do położenia się
- Nie ruszaj się, bo mi jeszcze coś pourywasz, Śmieciu - był stanowczo zbyt okrutny. Przecież nie chciałam niczego pourywać!
- A-ale... Ja nic nie mówiłam... Chodziło ci o to, że moje serce bije jak dzwon? Nic na to nie poradzę! To niemożliwe! Gdybym zatrzymałam swoje serce to bym umarła!
- Nic do ciebie nie mówiłem. Zwracałem się do tego na zewnątrz.
- Że co? Na zewnątrz?
Yasuke wskazał na okno. Zaczęłam nasłuchiwać i po chwili usłyszałam to.
Gwizdy, wściekłe krzyki, głośne wrzaski. Wydawało mi się, że te krzyki mogłyby poruszyć ziemię. Od tego nasłuchiwania wstrząsnęły mną zimne dreszcze.
- Co to jest?
- Parada. Rany, z każdym dniem stają się coraz głośniejsi...
- Parada? Chyba nie mówisz o tej paradzie?!
- Nie udawaj. Nawet nie wiesz, o czym mówię.
Yasuke pstryknął mnie w czoło i zaczął mówić dalej. Uśmiechał się.
- To demonstracja. Ale nauczycielom, czy też raczej idiotom z góry, nie podoba się ta nazwa, więc wymyślili tą głupia Paradę.
- Ale czy parada nie jest przeciwieństwem demonstracji?
- Jest i to właśnie dlatego tak to nazwali.
- Ale kto...
-  To ludzie z kursu rezerwowego.
- Kursu rezerwowego? Nigdy o tym nie słyszałam. A może o tym zapomniałam?
- Zapomniałaś. Cóż, masz za dużą głowę i nic na to raczej nie poradzisz.
- Co?! Mówienie dziewczynie, że jest za duża równa się molestowaniu! Gdybyśmy byli w Edo to ścięto by ci mphm...
Yasuke zasłonił mi usta dłonią.
- Akademia Szczytu Nadziei nie jest zwyczajną szkołą. Zapewnia nam rozwój, jednak jednocześnie bada talent. Nauczyciele to nie tylko pedagodzy. To naukowcy... I jak na naukowców przystało, mają obsesję na punkcie swoich badań. Im więcej się dowiadują, tym więcej chcą wiedzieć. I jest coś, czego ciągle im brakuje. Wiesz czego?
- Eee... Może...
- Pieniędzy.
- Właśnie! - straciłam szansę na poprawną odpowiedź, więc tylko to mogłam powiedzieć.
- Do niedawna, Akademii Nadziei wystarczały pieniądze o rządu i dotacje. Z tego powodu ich badania często były przerywane, ponieważ nie mieli na nie kasy. Komitet Wykonawczy nie był zachwycony tym stanem rzeczy, więc znalazł nowy sposób na zarobek.
Przytaknęłam gwałtownie, by pokazać Yasuke, że uważnie go słucham.
- W zachodniej części kampusu jest budynek, do którego chodzą zwykli uczniowie bez żadnego talentu. Nazywają to Kursem Rezerwowym. Nie widujemy się z nimi, ponieważ nasze szkoły są odseparowane. Słyszałem, że muszą zdawać egzaminy wstępne, a ich nauczyciele są zwyczajni, z zewnątrz.
- Czyli to zwykłe liceum?
- Właśnie. Mino tego, była masa chętnych. Cóż, prestiż szkoły zrobił swoje. Nikogo nie obchodzi, że to Kurs Rezerwowy. Ważne jest to, że renomowana szkoła otworzyła nabór na zwykłych ludzi. Barany. Oni mają nazwę szkoły na papierku, a szkoła ich pieniądze. Dzięki temu mamy laboratoria, jakich mogą pozazdrościć nam uniwersytety. Nikt się tego nie spodziewał. W ciągu roku, może dwóch, Akademia stała się zupełnie inną szkołą. Władza Komitetu Wykonawczego również wzrosła.
- To brzmi jak zwykłe oszustwo...
- To nie tylko brzmi - Yasuke gorzko się uśmiechnął. - W tej chwili, w Akademii panuje system klasowy. Można to porównać do piramidy egipskiej. Najniżej są uczniowie z Kursu Rezerwowego, których jedynym zadaniem jest wspieranie osób z Kursu Głównego. Podobno mają szansę na przeniesienia się na Główny Kurs, ale nie słyszałem, żeby komukolwiek się to udało. Pewnie nasi nauczyciele uważają, że żaden z nich na to nie zasługuje.
- Co? Przecież nauczyciele nie mogą się tak zachowywać!
- Nauczyciele nie, ale naukowcy już tak. Nie obchodzi ich nic, prócz badań. Ze mną jest tak samo. Z tą różnicą, że oni zajmują się talentem.
- Ale to nie fer! - wydymałam policzki.
- To chyba oczywiste. Gdyby wszystko było takie sprawiedliwe, to nie mielibyśmy teraz tej Parady za oknem. Jednak...
Yasuke gwałtownie umilkł. Po chwili znów zaczął mówić, ostrożnie dobierał słowa:
- Nie sądzę, by sami to zrobili. Ktoś musiał ich do tego nakłonić. Ktoś nimi kieruje...
- Hę?
Yasuke zmrużył oczy i wyjrzał przez okno. Był tak ponury, że nie wiedziałam, czy mam coś powiedzieć czy leżeć w milczeniu.
- Ej, Śmieciu - odwrócił się nagle do mnie, jakby właśnie sobie o czymś przypomniał. - Zapisz sobie naszą rozmowę w swoim Świętym Zeszycie. Nigdy jej nie wymazuj, jak gdyby nie miała ona nic z tobą wspólnego. Uczniowie z Kursu Rezerwowego niezbyt się nami przejmują. Raczej nic ci nie zrobią, ale... Lepiej dmuchać na zimne.
- Rozumiem - odpowiedziałam i stwierdziłam, że przez ssawki trudno mi otworzyć usta.
- Trochę sobie jeszcze poleżysz. Jak chcesz to możesz iść spać - Yasuke zniknął mi z pola widzenia.
- Kiedy ja nie jestem śpiąca... - powiedziałam niepewnie.
- Mogę dać ci coś na sen - Yasuke odpowiedział mi z drugiego końca pokoju. - Tuzin tabletek pewnie wystarczy.
- Hę? A czy to nie przypadkiem dawka śmiertelna? Jesteś pewien, że mam tyle wziąć?
Zaczęłam się poważnie niepokoić. Gdy znowu zobaczyłam Yasuke, miał założoną marynarkę.
- Jeśli coś się stanie tej maszynie, to lepiej od razu zmów pacierz, bo później możesz nie zdążyć.
- Wychodzisz gdzieś?
- Musze coś załatwić. Pamiętaj, jak coś się stanie tej maszynie to cię zabiję - mówił tak poważnie, ze ostrzegł mnie aż dwa razy.
- Nie miałabym nic przeciwko, gdybyś to ty był moim mordercą...
- Ale ja miałbym. Nienawidzę się babrać.
Wydawało mi się, że nie jest to dobre dla kogoś, kto zostanie lekarzem, ale postanowiłam przemilczeć ten fakt.
- Dobrze! W takim razie zawrzyjmy umowę. Jeśli będę tu na ciebie grzecznie czekać, to potem obejrzymy film!
- Film?
- No wiesz... Ten...
Przerzuciłam kilka kartek zeszytu, szukając czegoś o filmach.
- Ten! To o dwóch włamywaczach, Harrym i Marvie, którzy włamują się do domu McAllisterów*...
- Mówisz o Kevinie? Zdaje się, że zapomniałaś, że już kiedyś zmusiłaś mnie do oglądania tego.
- Naprawdę? Więc...
Zaczęłam dalej wertować zeszyt, ale nie znalazłam żadnych innych filmów. Wygląda na to, że interesował mnie tylko Kevin.
- Cóż... To genialny film, więc nic ci się nie stanie, jeśli obejrzysz to raz jeszcze.
- To prawda, to nie jest zły film, jednak nie chcę go oglądać w kółko.
- Więc co byś chciał...
- Nie zadawaj mi pytań, które znajdują się w pamiętnikach dla dziewczyn!
Poczułam, że patrzy na mnie z obrzydzeniem. Ale mimo tego, nie poddałam się.
- Obejrzyjmy to! Będzie fajnie, gdy będziesz udawać, że to twój pierwszy raz!
Przeczytałam fragment mojego zeszytu.
- Ach! Chłopiec, który gra główną role, Wacooly Cilkin, jest słodziutki! W tym filmie występuje słodki chłopczyk! Czyż to nie jest ekscytujące?
- Czemu myślisz, że takie coś jest dla mnie ekscytujące? A poza tym, ten chłopak nie nazywa się jak bielizna. To Macaulay Culkin.
- Ha ha! Napisałam, że jest tak słodki, że z chęcią bym go zaadoptowała!
- Jak byś zobaczyła go teraz, to byś zmieniła zdanie. Bardzo się zmienił.
- Zmienił...
Yasuke zmrużył swoje i tak już wąskie oczy, i przeczesał włosy ręką.
- Idź spać, dobra?
Wygląda na to, że zmęczyły go już moje próby opóźnienia jego odejścia.
- Czekaj! Nie odchodź! - zawołałam za nim spanikowana. - Nie chcę, żebyś poszedł! Będę wtedy sama! Nie zostawiaj mnie! Przecież tak dawno się nie widzieliśmy!
- Dawno? - Yasuke zatrzymał się. - Dlaczego myślisz, ze dawno się nie widzieliśmy?
- Co?
- Pytam się, dlaczego sądzisz, że dawno się nie widzieliśmy.
Yasuke odwrócił się. Jego głos był przepełniony bólem i poczułam się nieswojo.
- Yyy... To dlatego, że czuję jak mocno bije mi serce...
- Więc jeśli widzisz mnie codziennie, to twoje serce nie bije wtedy tak szybko, gdy jestem w pobliżu ciebie?
- N-nie! To nie o to...
- Wiesz, spotkaliśmy się wczoraj.
- Co? Na prawdę?
- Nic dziwnego, że zapomniałaś.
Yasuke zgarbił się, jak gdyby coś go przygnębiło. - Czyli kłamałaś, mówiąc że mnie pamiętasz.
- Cz-czekaj! Za chwile wszystko sobie przypomnę!
W pośpiechu zaczęłam przeglądać zeszyt, ale nigdzie nie znalazłam informacji o wczorajszym dniu. To było tragiczne!
Gdy skończyłam przeglądać zeszyt, okazało się, ze Yasuke już wyszedł.
- Kurczę!
Poszedł i nie mogłam nic na to poradzić.
 Westchnęłam. No nic, w takim razie chyba faktycznie pójdę spać.
Spanie w końcu nie jest wcale takie złe.
No i gdy śpię to mogę zrobić wszystko. Na przykład spotkać się z Yasuke. Nie będę się wtedy czuła samotna!
Z tą myślą ostrożnie się obróciłam. Wciągnęłam zapach Yasuke, który pozostał na poduszce. Byłam szczęśliwa. Zamknęłam oczy.
Gdy wszystko pociemniało, moje pozostałe zmysły się wyostrzyły. Jedyną rzeczą, która mi towarzyszyła, był zapach, zapach Yasuke...
Nie, nie tylko to.
Słyszałam głosy. Głosy, które przeszkadzały mi w spotkaniu z Yasuke w naszym prywatnym świecie, który z resztą przestał być taki prywatny. Krzyki, gwizdy... Zasłoniłam uszy, przestraszona.
To w końcu nie ma ze mną nic wspólnego...
Nie mogłam zasnąć. Jakby moje ciało zapomniało jak to się robi.
Chciałam zasnąć. Tak bardzo...
Chciałam zasnąć. Chciałam spotkać się z Yasuke...
Chciałam zasnąć. I ponownie go zobaczyć...
Yasuke, Yasuke, Yasuke, Yasuke, Yasuke, Yasuke, Yasuke, Yasuke, Yasuke.
I gdy tak marzyłam o śnie o Yasuke, odpłynęłam do krainy szczęśliwości...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
* No nie no! Za szybko ten rozdział zaczęłam tłumaczyć! Toż to jeszcze Świąt nie mamy! :( Biedna, Ryoko. My tu, w Polsce, Kevina oglądamy co roku. Ale Yasuke nie jest Polakiem, więc cóż poradzić... Choć mogłaś mu zaproponować część drugą :)
„Nie mam wspomnień, ale mam uczucia. Nie używam głowy, ale serca” - to się fajnie tłumaczyło. Ale jak ruszyłam dalej z tekstem, to zaczęłam się zastanawiać czy nie rzucić wszystkiego w cholerę. Na szczęście zaczęła się akcja i od razu mi się humor polepszył :)
„- Co?! Mówienie dziewczynie, że jest za duża równa się molestowaniu!” - Co?! Tłumacz się gdzieś rypsnął czy co? Patrzę na drugie tłumaczenie. Tam też jest molestowanie. Tyle, że chodziło o za dużą głowę. Takie: Że co?!
W ogóle, tak dziwnie się czułam, gdy to tłumaczyłam. Tu pierwszy raz, tu znowu bielizna... Za co ja się wzięłam?!
Święty Zeszyt - postanowiłam to określenie dorzucić do historii, bo... Bo tak! Bo pasuje! Święte Zeszyty to tak naprawdę zwykłe, cienkie zeszyciki do usprawiedliwień, zawiadomień dla rodziców itd. Ale dla mojej wychowawczyni są bardzo ważne. Tak ważne, że określiła je mianem świętych :)
„Chciałam zasnąć. Tak bardzo...
Chciałam zasnąć. Chciałam spotkać się z Yasuke...
Chciałam zasnąć. I jeszcze raz z nim porozmawiać...” - jak się tu napracowałam, by pokazać jedno zdanie rozdzielone na trzy odrębne. Czuję, że dobrze to zrobiłam :)

niedziela, 16 października 2016

Rozdział 3 - 1

Rudy kot wyjrzał zza krzaka, rosnącego obok chodnika.
Powoli wyszedł na trawę, leniwie kołysząc ogonem. Spojrzał na mnie troskliwie, a może i nawet ze współczuciem. Jednak jego wzrok zmieniał się, w miarę jak się do niego przybliżałam. W pewnym momencie kot uciekł z powrotem do krzaka.
Te zdarzenie nie miało dla mnie jakiegoś specjalnego znaczenia.
Słońce ogrzewało moją skórę, wiatr lekko rozwiewał moje włosy i podnosił spódniczkę. Szłam dalej, podskakując.
Wschodnia część Akademii Szczytu Nadziei była wypełniona nowymi budynkami, niektóre z nich nadal stawiano. Obróciłam się dookoła siebie, ale nie zauważyłam ani kolegów z klasy, ani bezdomnych kotów. Z resztą nie byli dla mnie ważni.
Już dawno nie wychodziłam na zewnątrz, więc podskakiwałam, idąc do pewnego miejsca.
Ale ja nie jestem dziewczyną, która idzie i skacze bez wyraźnej przyczyny.
Miałam bardzo dobry powód, by tak iść.
Szłam na spotkanie z osobą, którą tak bardzo kocham!
Wielu powiedziałoby, że nie jest to zbyt ważne, ale mnie to nie obchodziło.
Wielu spoglądało się na mnie ze zdziwieniem, ale i tak podskakiwałam.
Nikt nie mógł mnie od tego powstrzymać. Ani płacząca dziewczyna, ani kłócąca się para. Ani uczeń, który musi podjechać na wzniesienie na wózku, ani anemik, który się przewrócił.
Szłam spotkać się z moim ukochanym! Podskakiwałam tak wysoko, że nikt nie byłby zdziwiony, gdyby nagle wyrosłyby mi skrzydła i poleciałabym wysoko do nieba.
Szłam, ale...
- Co?
Zatrzymałam się gwałtownie.
- Gdzie ja szłam?
Rozejrzałam się i stwierdziłam, że nie wiem, gdzie jestem. Moje serce zaczęło gwałtownie bić.
Wszystko w porządku - próbowałam się uspokoić.
Wyjęłam z plecaka zeszyt, który zawsze ze sobą nosiłam. Spojrzałam na ostatnia stronę i przeczytałam:
„Idę do laboratorium neurologicznego, które znajduje się na trzecim piętrze wydziału biologicznego we wschodniej części Akademii Szczytu Nadziei”.
I wtedy sobie przypomniałam. Tak, tak! Wydział biologii!
Ale... Gdzie ten wydział biologii jest?
Moje serce ponownie przyspieszyło.
W porządku, w porządku - szybko przeglądałam kolejne strony mojego Zeszytu Wspomnień i nagle natrafiłam na plan podpisany „wschodnia część Akademii Nadziei”.
Brawo ja! - nie namyślając się za wiele, przyjęłam pozę zwycięscy.
Podbiegłam do fontanny i wskoczyłam na nią, próbując zorientować się, gdzie jestem. Wydział literatury, fizyki, matematyki, sztuki, sportu, języków, budynek nauczycieli... Zimne krople wody pryskały na mnie, ale nie zważałam na to. Szukałam wydziału biologii.
- To chyba to... - powiedziałam, gdy zobaczyłam kwadratowy budynek, pomalowany na jasnozielony kolor.
- Tak, to to!
Zeskoczyłam z fontanny i pobiegłam w stronę budowli. Niektórzy chłopacy spojrzeli na mnie, zaskoczeni. Ciekawe, czy to dlatego, że podczas skoku, spódniczka uniosła się zbyt wysoko i pokazała więcej niż powinna...
Nie ważne! Muszę dotrzeć do mojego ukochanego, zanim znowu o nim zapomnę!
Błyskawicznie wbiegłam na wydział biologii i skierowałam się w stronę schodów. nie straciłam niepotrzebnie ani jednej sekundy. Gdy dotarłam na trzecie pięto, zaczęłam uważnie przyglądać się tabliczkom. Wreszcie, na samym końcu, znalazłam tę z napisem „Laboratorium neurologiczne”.
Zatrzymałam się.
Wzięłam głęboki wdech i sprawdziłam swoje odbicie w lusterku.
Słodka jak zawsze!
Uśmiechnęłam się szeroko i weszłam do pomieszczenia z głośnym „Dzieeeeeń...!”
I wtedy to się stało.
Usłyszałam „wziuu...”, gdy coś nagle przeleciało mi obok ucha.
- Dobry?
Odwróciłam się przestraszona i już zupełnie przerażona zaczęłam wpatrywać się w nóż, który był wbity w ścianę.
- D-dlaczego rzuciłeś we mnie nożem?!
Z pokoju ktoś krzyknął „Zamknij się”.
Słyszałam już ten głos i moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, choć wcześniej wydawało mi się to niemożliwe. Weszłam do pokoju i zobaczyłam chłopaka, leżącego na łóżku.
- Spóźniłaś się. Taka brzydula jak ty nie powinna się spóźniać.
Miał na sobie brudną, pogniecioną, białą koszulę. Leżał na łóżku i czytał mangę. Nawet na mnie nie spojrzał!
- Jesteś też za głośna. Swoją drogą, to dziwne, że ktoś tak brzydki jak ty, przestraszył się małego skalpelka.
- Ch-chwila, moment - przerwałam mu gwałtownie. - Jak wciąż będziesz mnie obrażał, to cię zgłoszę za dyskryminację!
- Zgłosić mnie? Komu? Japońskiej Społeczności Ludzi Brzydkich? Już istnienie takiego instytutu jest dyskryminacją. Ładne osoby też muszą jakoś żyć, wiesz?
Obrażał mnie, jednocześnie czytając jakąś mangę. Oto osoba, która jest odpowiedzialna za dział neurologii, a jednocześnie za moje leczenie.
Oto Superlicealny Neurolog, Yasuke Matsuda... Chyba.
- Ach... Łapię. Jesteś członkiniom tej chorej organizacji i to właśnie dlatego tak się wkurzyłaś. Ups, znowu obraziłem...
- Nie! - przerwałam mu. - Nie jestem jej członkiem! I nie jestem też brzydka!
- Nie? Cóż... Jakby się tak tobie przyjrzeć, to faktycznie nie jesteś brzydka.
Uśmiechnęłam się z dumą.
- Otóż to. W dodatku, jeszcze przed chwila sprawdziłam się w lustrze.
- Jesteś bardzo brzydka.
- Bardzo brzydka?!
Byłam tak zaskoczona tymi słowami, że nie byłam w stanie wymyślić odpowiedniej riposty.
- K-kłamiesz! Nie jestem brzydka! Wszyscy ludzie powtarzają, że jestem słodka!
Yasuke wciąż wpatrując się w mangę, odpowiedział mi:
- Wiem, co mówią o tobie inni. Ale ja nie jestem „inni” i dla mnie jesteś po prostu brzydka.
Bez najmniejszego problemu obalał wszystkie moje argumenty.
- Dobrze więc! Powiedz mi, co jest we mnie takiego brzydkiego? Co mam poprawić? Oczy? Nos? Usta? A może brwi?
- Zapomniałaś o sercu.
- Nie mogę upiększyć serca!
- Nie? Biedna ty. Brzydka twarz, brzydkie serce... Nic nie może ci już pomóc. Ale spróbuj zrobić tak: Weź puszkę na datki i stań na dworcu albo przy kościele. Jestem pewnie, że zarobisz górę złota.
Opadły mi ręce. Yasuke całkowicie mnie pobił.
- A tak w ogóle to kim ty jesteś?
- Co? - nic w świecie nie mogło mnie bardziej zaskoczyć od tych słów.
- Słyszę tylko twój głos, więc nie wiem kim jesteś.
- Rozmawiałeś ze mną przez ten cały czas i wciąż nie wiesz kim jestem?
- Nie powiedziałaś mi jak się nazywasz. Nie podałaś też żadnych innych danych osobowych. To bardzo niegrzeczne.
- Nazwisko albo dane... No spójrzże na mnie! To ja!
- Nie mam czasu - odpowiedział Yasuke. - Nie widzisz, że czytam?
- Nie masz czasu... - powtórzyłam. - Przecież to tylko manga!
- No i co z tego? Jest bardzo ciekawa. Gdybyś mnie zapytała „Co jest ważniejsze? Ja czy manga?”, to zawsze i wszędzie odpowiedziałbym, że manga.
- Rozumiem! Manga zawsze jest ważniejsza ode mnie!
- Właśnie.
- Jesteś okropny! Nie chcę, żebyś mnie tak traktował!
- Hmm... Jeśli chcesz, żebym się tobą bardziej zainteresował, to może na początek podasz mi swoje imię?
- No... no dobra.
Wyciągnęłam z plecaka zeszyt i przeczytałam okładkę: „Zeszyt Wspomnień Ryouko Otonashi”.
- E... Wygląda na to, że nazywam się Ryouko Otonashi.
- Tylko jedna osoba na świecie jest tak głupia, że nie pamięta swojego imienia.
- Mam rozumieć, że mówisz o mnie?
Yasuke westchnął.
- Czyli jednak nie byłaś żadnym podejrzanym typkiem.
- Czy ty przypadkiem nie rzuciłeś we mnie tym skalpelem dlatego, że uznałeś mnie za „podejrzanego typka”?
- No raczej. Nie rzucam nożami w osoby, które znam.
- Kłamiesz! - wycelowałam palcem w Matsudę. - Wcześniej powiedziałeś, że się spóźniłam oraz że jestem brzydka i głośna! Od samego początku wiedziałeś, kim jestem!
Buch!
Yasuke gwałtownie zamknął mangę i wstał łóżka. Podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Zapamiętałaś to? - zaytał.
- Co?
Yasuke złapał mnie za ramiona i przybliżył się do mojej twarzy.
- Co ty...
- Pamiętasz jak nazwałem cię brzydką, gdy weszłaś do pokoju?
Zmusiłam się, by spojrzeć mu prosto w oczy,a moje serce biło tak mocno, jakby miało zaraz pęknąć.
- Eee...Tak. na to wygląda. Może zdrowieję?
Poczułam, że moje policzki się czerwienią. Na szczęście Yasuke mnie puścił i odwrócił się ode mnie.
- Polepsza się? A może pogarsza? - szepnął.
- Co? Czemu tak mówisz?
- Nie przejmuj się tym, to nieważne - Yasuke potrząsnął głową. - Kładź się. Czas na badanie.
Moje serce waliło, jakbym właśnie na pełnej parze przebiegła pięć kilometrów. Zdjęłam plecak i położyłam się na łóżku. Było bardzo miękkie, ciepłe i przepełnione zapachem Yasuke. Moje ciało przeszył lekki dreszcz. Wydawało mi się, że Yasuke mnie przytula...
-Eche eche eche - roześmiałam się.- Eche eche...
- Co cię tak rozśmieszyło? - Yasuke spojrzał na mnie ostro. - I wiesz co? Jest wiele sposobów na śmianie się, ale twój jest szczególnie obrzydliwy. Spróbuj może zaśmiać się normalniej?
- Achjo achjo achjo achjo...
- Co w tym jest normalnego? To jest jeszcze bardziej obrzydliwe od poprzedniego!
Yasuke kręcąc głową, wytoczył z kąta pokoju wózek, na którym chwiała się jakaś maszyna. Podjechał do mnie i mruknął cicho „Zaczynajmy”. Zaczął coś przyciskać na maszynie.
Przyglądałam się mu uważnie.
Miał miękkie, proste włosy, a zza grzywki wyglądały wąskie oczy. Miał cienkie, małe usta i smukłe, jasne palce...
- Przestań się tak na mnie patrzeć, brzydulo. Aż mnie ciarki przechodzą.
I cięty język.
Tak, to był właśnie Yasuke.
Leżąc na łóżku, zaczęłam pisać w moim zeszycie.
- Nie musisz wszystkiego tam zapisywać.
- Ale jeśli tego nie zrobię, to wszystko potem zapomnę.
- Rany, twój mózg jest na serio pusty.
To były dosyć okrutne słowa. Ale tym razem nie był to żart. To była najczystsza prawda. Po kilku minutach zapominam o wszystkim co się wydarzyło. Nie wiem dlaczego. A nawet jeśli wiedziałam, to zdążyłam już o tym zapomnieć. Wiem tylko, że mój brak pamięci nie jest normalny. Tylko tego jestem pewna.
- Przecież wiesz, że nie zapominam wszystkiego, bo tak chcę. To jakaś choroba, nie? I nic na to nie poradzę. Bądź więc dla mnie milszy!
- Tego nie możemy nazwać chorobą - odpowiedział Yasuke. - Ludzki mózg jest bardzo skomplikowany i wciąż wszystkiego o nim nie wiemy. I to dlatego, nie możemy cię wyleczyć.
Położył na mojej głowie i twarzy przyssawki, po czym zaczął mówić dalej.
- Jest pewna część ludzkiego mózgu, nazywana pamięcią epizodyczną. Rejestruje ona osobiste przeżycia i zdarzenia. Część, która tworzy nowe wspomnienia w pamięci epizodycznej to hipokamp. Jeśli twój hipokamp jest uszkodzony albo źle funkcjonuje to twój mózg nie będzie wstanie stworzyć nowych wspomnień. Teraz podam ci pewien znany i stary przykład. Pewnemu człowiekowi dzięki operacji usunięto hipokamp. Stracił on wtedy możliwość zapamiętywania nowych wydarzeń. Jednak, mimo że możesz mieć uszkodzony hipokamp, twoja pamięć proceduralna wciąż będzie działać poprawnie. Będziesz wiedzieć jak się jeździ na rowerze albo używa poszczególnych narzędzi, chociaż nie będziesz pamiętać nauki. Oto mniej więcej chodzi.
- Rozumiem. Nawet jeśli wszystko zapominam, wciąż wiem jak czytać i pisać - spojrzałam na swój Zeszyt Wspomnień.
To była moja pamięć. Jedyna rzecz, której ufam. Rzecz, dzięki której jakoś żyję. Oczywiście, nie zawsze mogę korzystać z tego zeszytu. Z tego powodu dostaję złe oceny ze sprawdzianów, a na dodatek zostałam zawieszona...
- Co?! Zostałam zawieszona?! - krzyknęłam do zeszytu. - Tylko dlatego, że mam złe oceny?! To nie fer!
- Ciesz się, że cię nie wywalili. Musiałem się nieźle namęczyć, by pozwolili ci zostać w szkole.
- Wstawiłeś się za mną? - moje serce przyśpieszyło. - Jestem taka szczęśliwa! He he he... Zrobiłeś dla mnie coś takiego.
- Nie chciałem, by mój cenny obiekt badawczy wymknął mi się z rąk.
To było nieważne. Yasuke mi pomógł i to mi wystarczyło!

- Wygląda na to, że twoja pamięć długotrwała nie działa. Możliwe, że połączenia pomiędzy neuronami zostały uszkodzone. Trzeba będzie to dokładniej sprawdzić.
- Nie rozumiem, co powiedziałeś, ale... Dzięki temu mnie nie wyrzucili! Gdyby to zrobili, to musiałabym spać pod mostem!
Nie miałam niczego, prócz szkoły. Zapomniałam o wszystkim. Nawet o własnej matce.
- I wtedy nie moglibyśmy się spotykać - dokończyłam.
Życie bez Yasuke mnie przerażało. Zadrżałam.
- Nie musisz się niczym martwić - powiedział Yasuke. - Jesteś moim cennym obiektem badawczym i nie pozwolę nikomu cię zabrać... Przynajmniej na razie.
- Na razie!
Byłam szczęśliwa, ale chciałam się upewnić, że nie sprawiam Yasuke żadnych kłopotów.
- Przymknij się - odpowiedział mi. - Powinnaś być dumna z tego, że uczestniczysz w tak ważnych badaniach. Aby zrozumieć, co wywołuje amnezję, musimy znaleźć mechanizm molekularny, który jest z nią połączony. Gdy się tego dowiemy, odnajdziemy wiele nowych możliwości na polepszenie pamięci. Może nawet wynajdziemy maszynę do przechowywania wspomnień? Za granicą próbują coś takiego znaleźć. Poprzez hamowanie kinazy białkowej M-zeta mogą usunąć szczurom laboratoryjnym pamięć długotrwałą.*
- Ach, rozumiem!
Tak naprawdę to nic nie rozumiałam, ale nie pokazałam tego po sobie. 
- Co by nie było, jestem szczęśliwa, że mogę pomóc mojemu ukochanemu Yasuke!
- Dziewczyna z pustą głową mówi puste rzeczy. Ale to puste.
Nie wiedziałam czy żartuje, czy mówi poważnie.
Ale taki już był Yasuke.
Zawsze powtarzał, że powinnam umieć się sobą zająć. Był chłodny i ostry, ale przynajmniej nie udawał sympatii. Nie lubię, gdy ludzie tak robią, dlatego cieszę się, że jest taki jaki jest.
- Może i jestem pusta, ale jestem też szczęśliwa!
- Cóż... Muszę przyznać, że jesteś bardzo pomocna... No i jesteś dosyć rzadkim przypadkiem...
- Rzadkim! Czuję się taka niezwykła! - byłam przeszczęśliwa.
- Ej, powiedziałeś, że jestem rzadka, ale dlaczego tak jest? Ej, powiedz! Powiedz!
- Nie zachowuj się jak jakiś dzieciak - Yasuke westchnął. - Nie powiem ci. Musisz się uspokoić.
- Nic się nie stanie! Powiedz mi! No powiedz!
Moje nalegania wreszcie przyniosły skutek. Yasuke powiedział mi:
- To dziwne, że ktoś o tak rozwiniętym mózgu jak ty, z talentem takim jak ty, cierpi na amnezję. To dlatego jesteś rzadka.
- Rozwinięty mózg? Talent? - nic nie rozumiałam.
- To oczywiste, że nie pamiętasz... Twój talent jest cholernie denerwujący. Nie używaj go na mnie. Łapiesz, pustogłowa?
Łapałam tylko tyle, że Yasuke właśnie mnie obraził.
- Nie ważne! Grunt, że dzięki tej chorobie mogę być razem z tobą!
- Już ci powiedziałem, że to nie choroba... - Yasuke przypiął do mnie jeszcze więcej przyssawek. - Podziwiam cię. Śmiejesz się. A przecież jesteś w stanie, w którym nie ma nic śmiesznego. nie powinnaś byś choć trochę tym zmartwiona?
- Hę? A dlaczego miałabym się martwić?
- Czy nie obawiasz się, że twoja amnezja może się pogorszyć albo że już nigdy jej się nie pozbędziesz?
Yasuke zaskoczył mnie tym pytaniem. Mimo że zadał je poważnym tonem, było w tym coś śmiesznego.
- Acha cha cha! W ogóle!
Roześmiałam się głośno.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Coś czuję, że dzięki temu pozbyto się wspomnień Naegiemu i pozostałym.
I tok oto przybywam z pierwszą częścią rozdziału 3. Zdecydowałam się przedzielić go na dwie części.
A teraz ważne!
Notatnik pamięci zmieniłam na Zeszyt Wspomnień. Tak lepiej brzmi (według mnie).
Pomóżta! Superlicealny czy Superlicealista? Ciągle się zastanawiam i wybrać nie mogę. A może jedno i drugie, zależnie od odmiany? Superlicealista + nazwisko i Superlicealny + talent... Superlicealista Yasuke Matsuda i Superlicealny Neurolog.

niedziela, 9 października 2016

Rozdział 2

Prywatna Akademia Szczytu Nadziei. Ekskluzywna, usankcjonowana przez rząd szkoła, przyjmująca tylko uczniów z wyjątkowymi umiejętnościami. Miała na celu podnieść „nadzieję” całego narodu i z tego powodu była znana pod nazwą „Akademia Nadziei”. Gdy okazało się, że każdy jej uczeń ma zapewniony sukces w życiu, stała się przyczyną zazdrości ze strony zwykłych osób. Nie była to żadna przesada, ponieważ wielu jej absolwentów zajmowało wysokie pozycje we wszystkich dziedzinach: czy to nauki, czy sportu, czy gastronomii...
By zostać przyjętym, trzeba spełniać dwa warunki:
Mieć ukończone gimnazjum.
Być najlepszym w wybranym przez siebie kierunku.
W Szczycie Nadziei nie ma egzaminów wstępnych. Uczniowie posiadają tak wiele różniących się od siebie talentów, że robienie ich byłoby bezsensowne. Zamiast tego, nauczyciele przyglądają się swoim podopiecznym, a następnie pomagają im stawać się coraz lepszymi. Ktoś nawet kiedyś powiedział, że pracownicy Akademii Nadziei są jak rodzice, których życiowym celem jest rozwijanie umiejętności ich dzieci.
Ale teraz uczniowie...
Jak i sama akademia...
Muszą stawić czoła nadchodzącemu kryzysowi...

***

Akademia Szczytu Nadziei, część wschodnia.
Budynek, który znajdował się w tej części kampusu, był jedynym miejscem, do którego nie wolno było wchodzić uczniom. Korytarze, zwykle zapełnione zabieganymi pedagogami, teraz stały puste. Laboratoria, prywatne pokoje i biura zostały opuszczone. Wszyscy pracownicy placówki zebrali się w jednym miejscu:
Sali konferencyjnej numer 13.
Znajdowała się na najwyższym piętrze i mogła pomieścić aż trzysta osób. Dzisiaj zebrali się w niej wszyscy nauczyciele. Nie ostało się żadne wolne krzesło.
Ale, pomimo takiego tłumu, na sali panowała cisza. Słychać było głos tylko jednej osoby... dyrektora akademii, Jina Kirigiri.
Patrzył na pedagogów z podwyższenia i czytał tekst z kartki. Jego głos nie miał w sobie żadnych emocji, jego twarz pozostała bez wyrazu. Można by pomyśleć, że Kirigiri jest robotem. Ale, choć z zewnątrz dyrektor wydawał się być obojętny, w środku targało nim wiele emocji.
To wydarzenie było dla niego wielkim wyzwaniem, ale jego obowiązkiem było przekazać wszystkim ostateczną decyzję. Nie miała ona wiele sensu, ale nie mógł pokazać po sobie wahania. Nie miał też czasu na dokładne omawianie całej sytuacji i odpowiadanie na niezadane pytania. A gdyby miał, to poświęciłby go na coś o wiele ważniejszego, na coś co powinien już dawno...
- Mówi pan, że mamy to zatuszować? - ktoś nagle zapytał.
Kirigiri podniósł głowę i zobaczył trzysta wpatrzonych w niego twarzy, czekających na odpowiedź.
To nie było przeszywające spojrzenie. To było coś jeszcze bardziej nieprzyjemnego. Dyrektor dostał gęsiej skórki. Odwrócił głowę w stronę czterech osób siedzących po jego prawicy, ale żadna z nich nie spojrzała mu prosto w oczy. Wszyscy wyglądali starzej niż zwykle, ich twarze były pokryte zmarszczkami. Członkowie Komitetu Wykonawczego Akademii Szczytu Nadziei już się poddali.
Tak jak ty... - uśmiechnął się w myślach. Nie, żebym myślał, że ty wciąż będziesz miał nadzieję.
Kirigiri spojrzał przed siebie pewnym wzrokiem. Zrezygnował z odczytywania tekstu.
- Pozwólcie mi wytłumaczyć - powiedział. - Taką decyzję podjął Komitet Wykonawczy Akademii Szczytu Nadziei po długiej dyskusji.
Temperatura w pomieszczeniu spadła... A może to on się rozgrzał. Kirigiri napił się wody, zanim zaczął mówić dalej.
- Wiemy, że może wydać się wam ona dziwna i niezrozumiała.
Członkowie Komitetu, którzy byli owymi „my”, nawet nie drgnęli. Zupełnie jakby wiedzieli, że dyrektor postanowi wyjaśnić wszystko własnymi słowami.
- Nie myślcie, że zamierzamy to zataić jakiś prywatnych przyczyn. Gdyby to było możliwe, wziąłbym za wszystko pełną odpowiedzialność. Jednak to nie może zostać zakończone w ten sposób. Nie pomogłoby również, gdyby każdy z nas poniósł odpowiedzialność za to wydarzenie. To sprawa zbyt wysokiej wagi.
Kirigiri przerwał i napił się trochę wody.
- Oczywiście, ta decyzja nie jest jedną z lepszych. Gdyby była, nikt by „nie paradował” nam za murem.
Dyrektor wskazał na okna, niektórzy z zebranych spojrzeli w ich stronę posępnie.
- Ostatnio „paraduje” coraz więcej uczniów. Nienawidzą nas... I mają do tego pełne prawo.
Kirigiri powoli rozejrzał się po sali, przekazując wszystkim, za pomocą spojrzenia, swoje myśli i uczucia.
- Nasza filozofia „nadziei dla ludzkości” jest słuszna. Ale gdyby wszyscy dowiedzieli się o tym incydencie, ta „nadzieja” przestałaby mieć jakiekolwiek znaczenie. To byłaby największa strata w dziejach historii... Ani rząd, ani nasi absolwenci tego nie chcą.
Rząd i absolwenci... Salę wypełniły szepty.
- To właśnie dlatego ja i członkowie Komitetu Wykonawczego Akademii Szczytu Nadziei postanowiliśmy zatuszować całą sprawę.
Kirigiri ponownie spojrzał na zrezygnowanych współpracowników. Wszystko zrzucili na barki dyrektorowi. Siedzieli w milczeniu a z ich twarzy nie dao się wyczytać żadnych emocji.
- Jak już powiedziałem, ta decyzja jest nieodpowiednia. Ale naszym obowiązkiem jako nauczycieli jest ochrona uczniów. Zwłaszcza, że teraz wszyscy pałają nienawiścią do osób posiadających talent. Poza tym... Musimy pamiętać jeszcze o czymś.
Trzystu pracowników wytężyło słuch.
- Nie ważne jak przerażające czyny popełnił ten uczeń, nie zmieni to faktu, że to on jest „nadzieją”, którą sami stworzyliśmy.
Spojrzenie nauczycieli się zmieniło.
Nikt nic nie powiedział.
Na sali panowała absolutna cisza.
Żaden z pracowników zaprzeczył jego słowom.
Żaden z pracowników nie potrafił tego zrobić.
Ponieważ dyrektor wyraził się jasno, wszyscy myśleli o tym samym. Byli i naukowcami, i nauczycielami, skoncentrowanymi na rozwijaniu niezwykłych zdolności uczniów. I tak jak każdy naukowiec, mieli obsesję na pewnym punkcie. Dla nich tym punktem był talent. Każdy, kto nie posiadał talentu, nie miał prawa wstępu do Akademii Nadziei.
Dlatego, słuchając słów dyrektora, podjęli decyzję.
Musieli chronić filozofię, w którą wierzyli.
Musieli chronić przyszłość, w którą wierzyli.
Musieli chronić nadzieję, w którą wierzyli.
I to dlatego postanowili zataić Największy, Najbardziej Bestialski Incydent w Historii Akademii Szczytu Nadziei.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zaplanowałam dodawać rozdziały co dwa tygodnie... Ale cóż poradzić. Dwójka jest bardzo króciutka. Ale trójka jest porażająco długaśna! I z tego powodu mam zamiar przedzielić ją na co najmniej dwie części. Pierwsza pojawi się... Już za tydzień. I tak oto pomysł dodawania rozdziałów co dwa tygodnie diabli wzięli, ale z tego powodu chyba będziecie się cieszyć - w końcu o tydzień szybciej będziecie mogli przeczytać kolejny rozdział. Albo jego część :D
Jeśli natraficie na błędy to mówcie!

środa, 21 września 2016

Rozdział 1

Junko Enoshima poczuła rozpacz.
Wszystko potoczyło się tak jak się spodziewała...
Wszystko potoczyło się tak jak miała nadzieję, że się potoczy...
I to właśnie dlatego czuła taką rozpacz.
Co? To takie proste?
W brzuchu poczuła dziwne ciepło, które powoli zaczęło ogarniać całe jej ciało. Nagle coś w niej eksplodowało. Zatrzymała się. Kropelki wody tańczyły dokoła Junko w powietrzu, po czym wydając ciche pluski, spadały do zabłoconego basenu, w którym stała.
Przyjrzała się im bliżej i zauważyła, że są czerwone.
Gdy znieruchomiała, krople zaczęły spadać prosto w dół, tworząc groteskowe wzory na jej ciele.
Jej ubrania, zabarwione krwią, przybrały szkarłatny kolor.
jej skóra, zabarwiona krwią, przybrała szkarłatny kolor.
Jej twarz, zabarwiona krwią, przybrała szkarłatny kolor.
Żadna z tych rzeczy nie przyciągnęła jej uwagi, bowiem Junko skoncentrowała się na tupnięciu nogą.
Było wspaniałe.
Włożyła w nie wszystkie swoje siły, całą swoją duszę. Całą egzystencję.
Zaraz potem Junko Enoshima krzyknęła poirytowana, a jej krzyk był niczym ryk wściekłej bestii.
- TO WCIĄŻ ZA MAŁO!
Echo powtórzyło kilka razy jej wrzask. Hałas był ogłuszający. Ale Junko jeszcze nie skończyła. Dalej krzyczała.
- WIĘCEJ! WIĘCEJ! CHCĘ JESZCZE WSPANIALSZEJ ROZPACZY! ROZPACZY WYWOŁUJĄCEJ JESZCZE WIĘKSZĄ ROZPACZ!
Gwałtownie tupała nogą.
Rozpacz wywołująca rozpacz - tego właśnie potrzebowała. Rozpaczy godnej nie tylko świata, ale i samej Junko Enoshimy.
- WIĘCEJ! WIĘCEJ! WIĘCEJ! ROZPACZ WYWOŁUJĄCA ROZPA...
Przerwała nagle. Pewna myśl pojawiła się w jej głowie i Junko zamarła w bezruchu z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Stała skamieniała, jakby straciła władzę nad własnymi mięśniami.
A potem cicho szepnęła:
- Och... Rozumiem...
Przekładnie i dźwignie zaczęły poruszać się w jej czaszce, przewijając mroczne myśli. Wynurzył się z nich pewien obiekt. Twarz. Znała ją. Jakby mogła nie znać. To była twarz pewnego ucznia Akademii Szczytu Nadziei.
- Upupu.
Zadrżała, gdy zaczęła się śmiać. Po chwili znowu zaczęła tupać nogą.
- Upu... Upupupupupupupupupupupu.
Tym razem jej tupanie przypominało dziki taniec. Była jak dziewczyna, która nie może powstrzymać się od skakania z radości. Jak dziewczyna, która właśnie otrzymała nową zabawkę.
- Ach, to takie wspaniałe! Takie wspaniałe!
I gdy twarz osoby, która miała przynieść jej tyle wspaniałej rozpaczy, unosiła się gdzieś w jej umyśle -
Jej serce wypełniło uczucie podobne do miłości -
Junko Enoshima tańczyła w rytmie rozpaczy.
- To będzie piękne! Piękne!
Superlicealna Rozpacz, Junko Enoshima, śmiejąc się w ekstazie, zatraciła się w tańcu.
Taki był początek tej historii.
Historii, której kończy się rozpaczą.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć!
Witajcie na tłumaczeniu Danganronpy Zero. Kolejne części tej historii będą ukazywać się co dwa tygodnie. Jeśli ktoś pragnie więcej informacji to zapraszam do zakładki.
Przyznam się, że trudno mi się tłumaczyło ten rozdział, ale z kolejnymi idzie mi już łatwiej, więc jakość tłumaczenia na pewno wzrośnie :) Choć ten rozdział nie jest chyba aż tak źle napisany?